ŚBK: „Gdybym miała napisać książkę…”

Nie miałam jeszcze okazji się Wam pochwalić, ale od jakiegoś czasu jestem członkiem Stowarzyszenia Śląskich Blogerów Książkowych. W związku z tym, raz w miesiącu (o ile Pokurcz pozwoli) na blogu będą pojawiać się wpisy tematyczne. Ten będzie moim pierwszym. Gdybym miała napisać książkę... 

A do pisania książki przymierzałam się już niejednokrotnie. W szkole co roku brałam udział w Ogólnopolskim Konkursie na Pracę z Literatury. Raz udało mi się wygrać (epistolarne opowiadanie o chłopaku z obozu koncentracyjnego), raz dostałam wyróżnienie (zbiór autobiograficznych anegdot z romantyczną i zabawną fabułą w tle). Traktuje to jako dwa swoje największe sukcesy na scenie literackiej. Nie wiem natomiast, czy kiedykolwiek będzie mi dane napisać swoją książkę. Choć pomysłów miałam już wiele. Jeden nawet opracowany był w każdym, najmniejszym szczególe. Komputer jednak mi się spalił, a zapisany plik przepadł bezpowrotnie… Nauczona doświadczeniem, przy następnym przypływie weny, notatki skrzętnie zanotowałam w swoim CZERWONYM KAJECIE. Pokurcz postanowił mi jednak ten kajet zawinąć, a następnie… zjadł moje opowiadanie. A raczej jego szkielet. Ale zeżarł. Więc chyba nie jest mi dane zostać wielką pisarką. 

Gdybym miała napisać książkę, na pewno ocierałaby się ona o realizm magiczny. Każda bowiem historia, która urodzi się w mojej głowie, zawiera w sobie pierwiastek Niesamowitego. Moim pierwszym pomysłem była kryminalna historia z detektywem ćpunem w roli głównej. Poznawalibyśmy go w momencie, w którym budzi się w krzakach po kolejnej suto zakrapianej imprezie i nic nie pamięta. Wkrótce w tych samych krzakach znajduje ciało pięknej dziewczyny. Kierowany przez jej ducha prowadzi śledztwo, którego koniec byłby naprawdę szokujący. Zarówno dla potencjalnego czytelnika, jak i samego detektywa. Ale zakończenia nie zdradzę, bo może jeszcze kiedyś coś się z tego urodzi… A! I narracja miała być prowadzona z perspektywy tej zmarłej dziewczyny. A w zasadzie to jej ducha. 

Teraz kolej na pomysł drugi, czyli ten, który zaginął w otchłaniach mojego spalonego dysku. Ta historia też miała być kryminalna. Bohaterką byłaby licealistka z niewielkiej miejscowości, obdarzona wyjątkowymi zdolnościami. W sumie to jedną zdolnością – w snach słyszała prawdziwe myśli osób, z którymi rozmawiała w ciągu dnia. Byłoby to powodem jej wielu życiowych rozczarowań. Aż do momentu, gdy pewnej nocy odkrywa w głowie kolegi myśl o ukrytym w jego studni ciele matki. Nawiązuje więc z nim bliższą relację, aby później, w snach, prowadzić swoje śledztwo. Dopracowany miałam w tej historii każdy szczegół, pojawiać miał się również wątek miłosny. Ogólnie wszystko miało być tak, żeby podobało się niemal każdemu. W zaistniałej sytuacji nie spodoba się nikomu :) 

Zdradzę Wam jeszcze, że opowiadanie, które pożarte zostało przez Pokurcza zawierałoby w sobie odnalezione dziecko, elementy z prozy Jonathana Carrolla i Stephena Kinga oraz całkiem niezwyczajną szafę. Jako, że udało mi się ocalić przed wszystkożerną paszczą fragmenty moich obszernych notatek, więcej powiedzieć nie mogę. A nuż jeszcze któregoś pięknego dnia do tej historii wrócę.

Jeżeli chodzi o okładkę, zawsze marzyła mi się czarna, matowa, z lakierowanymi elementami w kolorze turkusu lub pudrowego różu. Co dokładnie miałoby na niej się pojawiać, nie mam pojęcia. Ale na ten moment zapewne poprosiłabym o projekt Tomasza Majewskiego. 

Chyba każdy książkoholik marzył o tym, aby któregoś dnia w jego księgozbiorze znalazła się książka z jego nazwiskiem. I przy okazji tych nadchodzących Świąt każdemu marzycielowi-pisarzowi tego z całego serca życzę! 

Sylwia Słupianek