białe mebelki
  • Recenzje
    • Powieść
    • Opowiadania
    • Literatura faktu
    • Poradnik
  • Matka Polka Recenzentka
    • Książeczki Dla Najmłodszych
    • Dla starszych
    • Dla Rodzica
  • Lifestyle
    • Karotka w garach
    • Karotka na szmacie
    • Zagubiona w czasie
    • Zbrodnia na macierzyństwie
  • Inne
    • ŚBK
    • Relacje
    • Wywiady
    • Zapowiedzi
    • Akcje
Nie miałam jeszcze okazji się Wam pochwalić, ale od jakiegoś czasu jestem członkiem Stowarzyszenia Śląskich Blogerów Książkowych. W związku z tym, raz w miesiącu (o ile Pokurcz pozwoli) na blogu będą pojawiać się wpisy tematyczne. Ten będzie moim pierwszym. Gdybym miała napisać książkę... 

A do pisania książki przymierzałam się już niejednokrotnie. W szkole co roku brałam udział w Ogólnopolskim Konkursie na Pracę z Literatury. Raz udało mi się wygrać (epistolarne opowiadanie o chłopaku z obozu koncentracyjnego), raz dostałam wyróżnienie (zbiór autobiograficznych anegdot z romantyczną i zabawną fabułą w tle). Traktuje to jako dwa swoje największe sukcesy na scenie literackiej. Nie wiem natomiast, czy kiedykolwiek będzie mi dane napisać swoją książkę. Choć pomysłów miałam już wiele. Jeden nawet opracowany był w każdym, najmniejszym szczególe. Komputer jednak mi się spalił, a zapisany plik przepadł bezpowrotnie… Nauczona doświadczeniem, przy następnym przypływie weny, notatki skrzętnie zanotowałam w swoim CZERWONYM KAJECIE. Pokurcz postanowił mi jednak ten kajet zawinąć, a następnie… zjadł moje opowiadanie. A raczej jego szkielet. Ale zeżarł. Więc chyba nie jest mi dane zostać wielką pisarką. 

Gdybym miała napisać książkę, na pewno ocierałaby się ona o realizm magiczny. Każda bowiem historia, która urodzi się w mojej głowie, zawiera w sobie pierwiastek Niesamowitego. Moim pierwszym pomysłem była kryminalna historia z detektywem ćpunem w roli głównej. Poznawalibyśmy go w momencie, w którym budzi się w krzakach po kolejnej suto zakrapianej imprezie i nic nie pamięta. Wkrótce w tych samych krzakach znajduje ciało pięknej dziewczyny. Kierowany przez jej ducha prowadzi śledztwo, którego koniec byłby naprawdę szokujący. Zarówno dla potencjalnego czytelnika, jak i samego detektywa. Ale zakończenia nie zdradzę, bo może jeszcze kiedyś coś się z tego urodzi… A! I narracja miała być prowadzona z perspektywy tej zmarłej dziewczyny. A w zasadzie to jej ducha. 

Teraz kolej na pomysł drugi, czyli ten, który zaginął w otchłaniach mojego spalonego dysku. Ta historia też miała być kryminalna. Bohaterką byłaby licealistka z niewielkiej miejscowości, obdarzona wyjątkowymi zdolnościami. W sumie to jedną zdolnością – w snach słyszała prawdziwe myśli osób, z którymi rozmawiała w ciągu dnia. Byłoby to powodem jej wielu życiowych rozczarowań. Aż do momentu, gdy pewnej nocy odkrywa w głowie kolegi myśl o ukrytym w jego studni ciele matki. Nawiązuje więc z nim bliższą relację, aby później, w snach, prowadzić swoje śledztwo. Dopracowany miałam w tej historii każdy szczegół, pojawiać miał się również wątek miłosny. Ogólnie wszystko miało być tak, żeby podobało się niemal każdemu. W zaistniałej sytuacji nie spodoba się nikomu :) 

Zdradzę Wam jeszcze, że opowiadanie, które pożarte zostało przez Pokurcza zawierałoby w sobie odnalezione dziecko, elementy z prozy Jonathana Carrolla i Stephena Kinga oraz całkiem niezwyczajną szafę. Jako, że udało mi się ocalić przed wszystkożerną paszczą fragmenty moich obszernych notatek, więcej powiedzieć nie mogę. A nuż jeszcze któregoś pięknego dnia do tej historii wrócę.

Jeżeli chodzi o okładkę, zawsze marzyła mi się czarna, matowa, z lakierowanymi elementami w kolorze turkusu lub pudrowego różu. Co dokładnie miałoby na niej się pojawiać, nie mam pojęcia. Ale na ten moment zapewne poprosiłabym o projekt Tomasza Majewskiego. 

Chyba każdy książkoholik marzył o tym, aby któregoś dnia w jego księgozbiorze znalazła się książka z jego nazwiskiem. I przy okazji tych nadchodzących Świąt każdemu marzycielowi-pisarzowi tego z całego serca życzę! 
0
Podziel się

Pamiętam ze swojego dzieciństwa okres wielkich oczekiwań na premiery kolejnych książek z serii o Harrym Potterze. Pamiętam, jak ten mały czarodziej obudził we mnie miłość do czytania. Od tamtego czasu nie było takich wakacji, których nie rozpoczęłabym lekturą wszystkich części Harry'ego Pottera, po których następował maraton filmowy. I za każdym razem jest tak samo – tak samo magicznie, tak samo niesamowicie. I wiecie co? Bardzo możliwe, że nasze dzieci będą z taką samą miłością i zaangażowaniem zaczytywać się w historiach o małym aniołku z alergią na pierze i jego radosnej ekipie, która to z książki na książkę wciąż się powiększa. Życzyłabym tego sobie i życzyłabym tego Marcie Kisiel. 

Świat byłby niepełny, gdyby żyli na nim sami zwyczajni ludzie. Zwyczajni ludzie robią mnóstwo zwyczajnych rzeczy, bez których nie umielibyśmy żyć. Ale to dziwni ludzie wspinają się na najwyższe szczyty gór, latają w kosmos, patrzą godzinami w gwiazdy. Przekraczają granice światów... albo zdrowego rozsądku. Albo piszą książki.

Małe Licho i tajemnica Niebożątka to kolejna po Dożywociu, Sile Niższej i Szaławile opowieść z uniwersum Lichotki i okolic. Ta jednak dedykowana jest przede wszystkim dzieciom (tym nieco większym), ale zapewne przypadnie do gustu także dorosłym, szczególnie fanom Ałtorki. 

Niebożątko, Bożek, Bożęty… Ten dziewięciolatek nie tylko imię ma niezwykłe. Na ogół rzecz biorąc, niezwykłe ma wszystko, poczynając od ojca – seryjnego samobójcy zakochanego w romantycznej poezji oraz robótkach ręcznych, poprzez nietuzinkową rodzinkę i zasmarkanego anioła stróża, aż po swoją wielką tajemnicę. Tajemnicę, której strzeże, jak największego skarbu, jak wielofunkcyjnych chrabąszczy. Tajemnicę, która wkrótce może wyjść na jaw, bowiem wujek Konrad zarządził, że Bożek idzie do normalnej szkoły… I może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Bożek nie znał za bardzo innego świata niż ten, który od urodzenia go otaczał. Nie wiedział nawet, czym właściwie jest ta cała szkoła. Nie rozumiał, po co mu ten cały świat. I Licho też nie rozumiało. Tym bardziej, że to wydarzenie zmieniło tak naprawdę wszystko…

Małe Licho i tajemnica Niebożątka to pełna ciepła i miłości opowieść o tym, co jest w życiu dzieci  (i nie tylko!) najważniejsze. Marta Kisiel zauważa i porusza naprawdę istotne dla dziecka problemy – brak rodzica, obojętność dorosłych, brak zrozumienia i akceptacji czy fakt wielkiego wydarzenia, jakim bez wątpienia jest pójście do szkoły. Uczy także tolerancji i pokazuje, że bycie innym wcale nie jest złe, że bycie innym to tak naprawdę bycie kimś wyjątkowym. To wszystko sprawia, że opowieść ta, choć dedykowana dzieciom, jest bardzo dojrzała i pozbawiona infantylności, którą można przypisać większości tego typu książek. Mało tego! Małe Licho to książka pełna grozy, którą podkreśla romantyczna ballada J. W. Goethego Król Elfów, towarzysząca Niebożątku niemal od narodzin. 

Nie byłabym sobą, gdybym nie rozpłynęła się właśnie w tym momencie nad językiem, co uczynić zamierzam. Małe Licho napisane jest językiem prostym, a zarazem bogatym. Ałtorka nierzadko używa słów, które dla dziecka mogą być niezrozumiałe. Po co? A pewnie po to, żeby dziecko zapytało: mamo/tato, a co to jest abdykacja? (Trochę to sadystyczne ze strony Marty Kisiel – jakby dzieci zadawały za mało pytań z gatunku: a co to jest? a po co? a to, co to jest?). To właśnie sprawia, że książka ta edukuje, naprawdę edukuje, wzbudza ciekawość i chęć rozumienia. Nie zabrakło tu również zabawy słowem, zabawy formą i w ogóle żadnej zabawy w Małym Lichu nie zabrakło.

Jeden z moich ulubionych fragmentów Małego Licha to ten, w którym Ałtorka opisuje beztroski czas lata, niczym nieskrępowanej zabawy. Ach, jak ja uwielbiam takie opowieści! To słońce, ten czas ciągnący się w jego promieniach, jak cukierki krówki, te zabawy, wygłupy, czysta, dziecięca radość. To jest to, za czym tak bardzo się tęskni, gdy jest się już dorosłym... 

Stary dom ożywał i zaczynał się ten najwspanialszy ze wszystkich czas. Czas długich i ciepłych dni, czas okien otwartych na oścież, czas buszowania po ogrodzie, podjadania owoców prosto z krzaczka, tarzania się w świeżo skoszonej trawie (dopóki mama nie zobaczyła plam na ubraniach), czas szaleństw w stawie, nocowania w namiotach i jedzenia pieczonych ziemniaków prosto z ogniska, chociaż parzyły język i palce.

Małe Licho i tajemnica Niebożątka wciąga, bawi, śmieszy, straszy, wzrusza i uczy. Pokazuje pewne rzeczy nie tylko dzieciom, ale zauważa także to, na co dorośli powinni zwrócić uwagę. Czego więcej chcieć od książki dla dzieci? Może kilka naprawdę wyjątkowych ilustracji? A proszę bardzo! Paulina Wyrt wykonała kawał naprawdę zachwycającej roboty. Jej ilustracje (a dużo ich tutaj, oj dużo!) są  po prostu przepiękne, oddają klimat historii i pomagają młodszym czytelnikom sobie ją lepiej wyobrazić.

Ja osobiście w Małym Lichu odnalazłam to, za co wiele lat temu pokochałam Harry'ego Pottera. Odnalazłam miłość, przyjaźń, wiarę. Odnalazłam akceptację, tolerancję i grozę. Żadnej innej książce wcześniej nie udało się dotknąć tej części mojej świadomości tak wyraźnie, jak przed wieloma laty zrobiła to Rowling. Marta Kisiel naprawdę to zrobiła, za co jestem jej ogromnie wdzięczna.

Podsumowanie:
Autor: Marta Kisiel 
Tytuł: Małe Licho i tajemnica Niebożątka
Ilustracje: Paulina Wyrt
Dla dzieci: +10 lat
Strony: 204
Wydawnictwo: Wilga – GW Foksal
Moja ocena: 10/10

0
Podziel się

W takim jestem aktualnie wieku, że zarówno ja, jak i wiele moich koleżanek, postanowiłyśmy się rozmnożyć, stając się nieodwracalnie matkami na trzy etaty. Na szczęście w każdej pracy, nawet w tej, którą wykonuje się 24 godziny na dobę, są zbawienne przerwy. Czasem dłuższe, czasem krótsze, ale są. Ja w czasie swoich (nielicznych ostatnimi czasy) przerw maniakalnie pochłaniam książki i z niewyjaśnionych przyczyn dzielę się swoimi o nich wrażeniami tutaj. Mój Pokurcz książki też lubi. Jak to się stało? 

Gdy dzieci są jeszcze TAM, to strasznie im się nudzi! 

Wiele moich znajomych (i nieznajomych w sumie też) pyta mnie: kiedy zaczęłaś czytać Małemu? albo kiedy najlepiej zacząć czytać dziecku? Jak to się dzieje, że moje dziecko chętniej wyciąga rękę po książeczkę niż po telefon? Zasada jest bardzo prosta: NIGDY NIE JEST ZA WCZEŚNIE, ŻEBY ZACZĄĆ CZYTAĆ SWOJEMU DZIECKU! I tę zasadę, moje kochane mamuśki, kochani tatuśkowie także, zapamiętajcie i weźcie sobie do serca. 

Kiedyś tam, jacyś tam naukowcy z zagranicy udowodnili, że dziecko słyszy, będąc jeszcze w brzuchu mamy. Tak słyszy, jak słyszy się pod wodą, ale jednak. Po wyjściu na świat niewiele jeszcze widzi, ale słyszy bardzo dobrze i, co najważniejsze, rozpoznaje głosy ludzi, których w tym brzuchu najczęściej słyszało. Dobrze jest więc puszczać swojemu brzuszkowi muzykę, co wielu rodziców praktykuje (praktykowałam i ja!). Dlaczego by więc nie czytać maluchowi na głos? Przecież tym dzieciom w tych brzuchach musi się strasznie nudzić!

Od czego zacząć to całe czytanie do brzucha? 

Maluchy, którym puszcza się muzykę w ich pierwszym apartamencie, wyraźnie się ożywiają. Możemy więc zaobserwować, czy bardziej podoba im się Sławomir czy raczej Slayer. Co ciekawe, po wyjściu na świat, gdy przekonają się, że jednak istnieje jakieś życie po porodzie, rozpoznają piosenki, których słuchały. Jacyś inni naukowcy (a może i Ci sami, o których mówiłam wcześniej) udowodnili, że tak samo noworodki i niemowlęta reagują na słyszany wcześniej i znany im tekst!

A mogę czytać mojej małej „Mikołajka”? Ja bardzo lubiłam „Mikołajka”, gdy byłam mała – zapytała mnie ostatnio jedna z przyszłych mam. Dziewczyno! Czytaj jej nawet Ogniem i Mieczem, jeżeli to Twoja ulubiona książka jest. Ja do swojego brzucha deklamowałam Remigiusza Mroza, Martę Kisiel, Stephena Kinga i wiele innych książek niekoniecznie dla dzieci. Bo dla tego małego akrobaty w brzuchu najważniejszy jest Twój głos, głos mamy/taty. Znaczenia słów przecież i tak nie rozumie.

Jeżeli jednak chcecie zaobserwować reakcję swojego dziecka, zrezygnujcie z prozy. Postawcie na poezję (choć poezja to słowo w tym przypadku wygórowane). Krótkie, rytmiczne i rymowane wierszyki najlepiej się w tym przypadku sprawdzą (niekoniecznie Inwokacja z Pana Tadeusza, choć ta bez wątpienia jest i rytmiczna, i rymowana).

Mój Pokurcz bardzo lubił, gdy fragmentami recytowałam mu Lokomotywę Juliana Tuwima i do tej pory mu to zostało. W okresie, kiedy cierpiał straszne kolki, Lokomotywa nie raz uratowała nam wieczór. Czytałam mu też inne wierszyki, które pamiętałam ze swojego dzieciństwa. Po urodzeniu chętnie zasypiał przy Panu Maluśkiewiczu (również Tuwima).

Jaki jest sens czytania noworodkom? 

Jak już wcześniej wspomniałam, dziecko po narodzinach niewiele widzi. Słuch ma za to bardzo
dobry. Kocha Twój zapach i głos. Nic nie działa na niego tak kojąco, jak właśnie Twój, mamo/tato, spokojny i pełny miłości głos. Przede wszystkim po to warto czytać tym najmniejszym.

Pamiętam, że jak Pokurcz się urodził, akurat czytałam Amerykańskich Bogów Neila Gaimana. I już w szpitalu, leżąc na sali szeptem czytałam mu tę książkę (jakoś nic innego pod ręką nie miałam ;)). Inne świeżo upieczone mamuśki patrzyły na mnie, jak na kosmitkę, ale co tam. Maluch wykrzywiał buzię w grymasie, który przypominał uśmiech i zasypiał. Jak aniołek.

W późniejszym okresie wielokrotnie stosowałam tę metodę usypiania. Brałam Pokurcza na ręce i czytałam mu na głos. Zajebiście szybko odpływał przy Wotum Nieufności Remigiusza Mroza, czy Dożywociu Marty Kisiel. Oczywiście, nie zanudzałam go jedynie swoimi lekturami. Kiedy tylko mogłam czytałam mu wierszyki i rymowane bajeczki (aż w końcu nauczyłam się ich na pamięć i nie potrzebowałam książki, robiłam za to cielesne wizualizacje).

I tak własnie trzeba robić. Od początku. Pamiętajcie, mamuśki i tatuśkowie – dziecko nie słucha. Dziecko nas obserwuje, dziecko nas naśladuje, bo w jego małej, nieświadomej główce jesteśmy autorytetem, który bezwarunkowo robi wszystko bezbłędnie.

Jak ja to robię, że moje dziecko chętniej sięga po książkę niż telefon? A no tak, że częściej widzi mnie z nosem w książce, niż z nosem w telefonie. Ot, cała, wielka tajemnica!

I na koniec jeszcze raz powtórzę: NIGDY NIE JEST ZA WCZEŚNIE, ABY ZACZĄĆ CZYTAĆ SWOJEMU DZIECKU!
***
Matka Polka Recenzentka to zupełnie nowa seria wpisów na Białych Mebelkach, w której znajdziecie nie tylko tego typu artykuły i przemyślenia (zawsze stricte związane z książkami i czytaniem), ale także (a może nawet przede wszystkim) recenzję książeczek dla tych najmniejszych (i tych trochę większych też). 
0
Podziel się
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Obserwuj

  • facebook
  • instagram
  • googleplus
  • pinterest

Popularne posty

  • Morderstwo, romans i pies – „Morderstwo w Hotelu Kattowitz” [recenzja]
    Czy może być coś lepszego niż dobra lektura po wykańczającym, nad wyraz intensywnym czasie? Czy istnieje lepszy sposób na odpoczynek po ż...
  • Sekrety to kłopot, może największy kłopot ze wszystkich – „Pudełko z Guzikami Gwendy” [recenzja]
    Sekrety to kłopot,może największy kłopot ze wszystkich.Obciążają umysł i zajmują miejsce na świecie. Jak byś się zachował, gdybyś miał...
  • [Matka Polka Recenzentka]: Krótka opowieść o tym, dlaczego moje dziecko będzie opóźnione
    * Witam. Proszę mi wybaczyć śmiałość. Bo widzę że czyta Pani dziecku książki i na siłe chce mu Pani ksiazki zaszczepic. Chcialbym się Pani ...
  • Są inne Annapurny w życiu człowieka – „Annapurna” [recenzja]
    Ach, jak ja kocham góry! Trampeczki, plecaczek i jazda! Na koniec grzaniec luz zimne piwo – w zależności od pory roku. Choć góry wolę ...
  • ...nie jestem człowiekiem, jestem nikim, nie ma mnie, nie istnieję – „Król” [recenzja]
    Długo zastanawiałam się, jak w ogóle zacząć tę recenzję. Zacznę więc szczerze.  Czytając  Króla  Szczepana Twardocha, nie mogłam oprzeć...

Archiwum bloga

  • ►  2019 (19)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (11)
  • ▼  2018 (13)
    • ▼  grudnia (3)
      • ŚBK: „Gdybym miała napisać książkę…”
      • Miłość, przyjaźń, niezłomność i... nadzwyczajnie p...
      • [Matka Polka Recenzentka]: Kiedy zacząć czytać dzi...
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (1)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  lutego (1)
  • ►  2017 (7)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2016 (10)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (1)

Autorzy

Marta Kisiel (7) Remigiusz Mróz (5) Jakub Małecki (4) Aneta Jadowska (3) Stephen King (3) Wojciech Klęczar (3) Artur Laisen (2) Daniel Keyes (2) Donna Tartt (2) John Irving (2) Krzysztof Bonk (2) Rafał Cuprjak (2) Rafał Niemczyk (2) Robert McCammon (2) Ahsan Ridha Hassan (1) Alice Sebold (1) Dawid Kain (1) Elizabeth Adler (1) Gabriele Clima (1) Jo Nesbø (1) Jonathan Carroll (1) Katarzyna Rupiewicz (1) Marta Galewska-Kustra (1) Marta Obuch (1) Mary Shelley (1) Maurice Herzog (1) Monika Kassner (1) Paulina Wróbel (1) Richard Chizmar (1) Richard Morgan (1) Robert Szmidt (1) Szczepan Twardoch (1)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Copyright © 2016 białe mebelki

ThemeXpose & Blogger Templates