białe mebelki
  • Recenzje
    • Powieść
    • Opowiadania
    • Literatura faktu
    • Poradnik
  • Matka Polka Recenzentka
    • Książeczki Dla Najmłodszych
    • Dla starszych
    • Dla Rodzica
  • Lifestyle
    • Karotka w garach
    • Karotka na szmacie
    • Zagubiona w czasie
    • Zbrodnia na macierzyństwie
  • Inne
    • ŚBK
    • Relacje
    • Wywiady
    • Zapowiedzi
    • Akcje
Jak coś jest dobre, to po prostu dobre jest i należy powiedzieć to głośno, wykrzyczeć wszem wobec i każdemu z osobna. Zapraszam Was zatem do miejsca, w którym zatrzymał się czas. Do miejsca, którego stróżem jest zakatarzony aniołek, kucharzem potwór z głębin zła, a lokatorem wielokrotny samobójca z zamiłowaniem do romantycznej poezji. Dodając do tego kilka utopców, otrzymujemy prawdziwy miszmasz istot nadprzyrodzonych. Jedyne, czego w tym wszystkim brakuje, to... fabuła.


„Dom. Ceglany, ani za duży, ani za mały, ot, w sam raz dla jednej rodziny, z werandą, koślawą przybudówką i... wieżyczką. Upiorną, gotycką wieżyczką rodem z kiepskich filmów grozy. Do kompletu brakowało tylko pełni, stada nietoperzy i zasnutego mgłą cmentarzyska. (...) Podłogi, boazeria, framugi, ramy okienne, kręte schody, meble o wartości chyba tylko muzealnej - wszystko drewniane, wiekowe i bardzo stylowe. Rzeźbione w drewnie detale, kwiatki, listki, łodyżki, rozety i łuki występowały w ilościach hurtowych. Całość wyglądała jak gotycki szał ciał i uprzęży, spełniony sen szalonego stolarza (...)”

Na odludziu, w małym gotyckim domku zwanym dalej Lichotką rozgrywa się prawdziwa walka między romantykiem a klasykiem. Choć nie do końca, a może nawet wcale klasykiem, ale Konradem Romańczukiem w osobie własnej. Prawdziwy romantyk jest jednak na pewno. I jak na osiemnastowieczne widmo przystało, posiada krótką miłosną historię i dłuższą historię samobójstw. Zajmuje się też wszelkiego rodzaju robótkami ręcznymi, przynajmniej dopóty, dopóki nie skończą mu się palce. Oprócz tego od ponad dwustu lat trudni się byciem znudzonym i nieszczęsnym paniczem Szczęsnym. Z tym zaiste ogromnym bagażem codziennych obowiązków pomaga mu się uporać Licho – mały, uroczy aniołek z wyszarpanymi skrzydełkami, alergią na pierze i pedantycznym zamiłowaniem do porządków. W samym centrum owego pełnego ciepła bałaganu pojawia się Konrad z wizją wspaniałego, spokojnego domu na odludziu, który odziedziczył w spadku i w którym to zamierza stworzyć swoje Dzieło Życia. Plany pokrzyżuje mu jednak Siła Wyższa i Lichotka, która ze spokojem nie ma nic wspólnego. Odkrycie przez Romańczuka macek wydostających się z piwnicy i buszujących po kuchni oraz kilku złośliwych utopców okupujących wannę przyprawia go o mały zawał serca. Tutaj zaczyna się cała przygoda. I chociaż akcja osadzona jest w czasach współczesnych, to dzięki klimatowi, jaki stworzyła Ałtorka, ma się wrażenie, że czas zatrzymał się tam w pierwszych latach dziewiętnastego wieku.  

Skupmy się jednak na tym, co bez wątpienia stanowi największy atut książki. Nie tylko postaci i ich perypetie bawią czytelników, ale też sposób, w jaki Ałtorka serwuje ten humor. Kluczowy jest tutaj język, w obliczu którego tonę w estetycznych ochach i achach. Marta Kisiel posiada bowiem coś, co ja nazwałabym wyczuciem języka. W odpowiednim momencie jest on cięty, dosadny, a miejscami wprost przesłodki i uroczy.

„Urżnąłeś mi anioła – powtórzył Konrad(...).”


„- Napaliłom na górze w kominku - oznajmiło Licho, wpadając do kuchni z naręczem wielgachnych ręczników - i wyciągnełom dodatkowe koce, alleluja. Krakersik zaraz zagrzeje rosołku, a ja naplumkam świeże kluseczki.”


„Jako tradycyjny Anioł Stróż Licho nie miało na wyposażeniu żadnych mieczy ognistych ani tym podobnych robiących odpowiednie wrażenie akcesoriów, mogło co najwyżej kopnąć z bamboszka.”

W powyższych fragmentach widać szczególne zamiłowanie Ałtorki do tworzenia nowych słów oraz do używania wszelkiego rodzaju spieszczeń. W Dożywociu pojawiają się one w szczególności przy opisach Licha i jego perypetii, co najprawdpodobniej ma na celu chwycenie czytelnika za serce. Czy jest zatem ktoś, kogo nie wzrusza mały aniołek bez spodenek, z celofanowymi włosami, w różowych bamboszkach i z wściekle różowym króliczkiem pod pachą, który mówi (aniołek, nie króliczek):  „Nie dałom rady zabrać mopa i wiaderka z wodą”? Mnie ujął i dożywotnio zdobył moje serce. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że Licho jest najurokliwszą książkową postacią, jaką dane mi było poznać, a przynajmniej najlepiej nakreśloną. Zupełnie innym językiem przedstawiony jest panicz Szczęsny, którego Ałtorka kreuje na widmo nader irytujące i dziwne. 

„Blond loki, zwykle opadające swobodnie na ramiona, panicz zebrał w klasyczną cebulę i związał wściekle błękitną frotką z koronkowym kwiatkiem. Efekt był wstrząsający.- Przeszkadzały, gdym haftował na tamborku, więc je okiełznałem. - Nie wydawał się zbyt przejęty tym, że wygląda jak Fragles na sterydach.”

Ciekawym zabiegiem jest też przemieszanie kilku stylizacji językowych: stylu potocznego, romantycznej prozy poetyckiej, języka religijnego i dziecięcego. Można do tego jeszcze dodać swoisty żargon Krakersa, jednak jego bulgoty i buczenia trudno byłoby scharakteryzować. Każda z postaci posiada swój własny, znamienny dialekt i to właśnie sprawia, że stają się one wprost obezwładniające i niezapomniane. Wszelkie braki fabularne uzupełniane są w Dożywociu właśnie przez oryginalny język i kostyczny dowcip, przez który momentami niemal tarzałam się po podłodze, z bólem brzucha myśląc: „Ojoj, alleluja...”

Dożywocie to po prostu szalona książka, w mistrzowski sposób napisana powieść. A może zbiór opowiadań, które nierozerwalnie łączą pewne ciągi przyczynowo-skutkowe oraz postać głównego bohatera. Jego niemal romantyczną przemianę, która dokonuje się podczas rocznego pobytu w Lichotce, można zatem nazwać pewną fabułą. Jeżeli chodzi o konstrukcję akcji, wymyka się ona wszelkim kanonom i w tym wypadku jest to ogromna zaleta. Nie ma więc przerostu formy nad treścią. Jest za to jeden wielki maraton śmiechu, nadnaturalne, abstrakcyjne sytuacje niczym u Jonathana Carolla, absurd, który na myśl przywodzi mi Franza Kafkę oraz wiele literackich powiązań, głównie tych z epoką romantyzmu. Wszystko to razem sprawia, że książki się nie czyta – ją pożera się spragnionymi słów oczami!


„Współcześnie nawet Mickiewicz musiałby kręcić kiepskie filmiki autopromocyjne i rzucać je gdzie popadnie w sieci, coby się wybić, a wstęp do „Ballad i romansów” zapewne zamieściłby na swoim blogasku. Dostawałby słitaśne komcie, a jakiś palant o przeroście ambicji bądź pragnienia intelektu krytykowałby go za to, że pisze ballady zamiast haiku.”

Zakończenie – choć jak na poważne zakończenie przystało, wyciska kilka łez wzruszenia – pozostawia pewien niedosyt. Wydaje mi się jednak, że zawsze dzieje się tak w przypadku książek, które nigdy nie powinny się kończyć, a Dożywocie bez wątpienia takie właśnie jest. Po przeczytaniu ostatniego zdania odczuwamy realny żal z rozstania z urzekającymi postaciami. Dajcie się więc na kilka chwil porwać Marcie Kisiel do Lichotki, ponieść niesłabnącemu rozbawieniu, a jestem pewna, że nikt z Was się nie rozczaruje! 


Korektę popełnił Secrus #korektormorderca
Dziękuję!
7
Podziel się
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Obserwuj

  • facebook
  • instagram
  • googleplus
  • pinterest

Popularne posty

  • Morderstwo, romans i pies – „Morderstwo w Hotelu Kattowitz” [recenzja]
    Czy może być coś lepszego niż dobra lektura po wykańczającym, nad wyraz intensywnym czasie? Czy istnieje lepszy sposób na odpoczynek po ż...
  • Sekrety to kłopot, może największy kłopot ze wszystkich – „Pudełko z Guzikami Gwendy” [recenzja]
    Sekrety to kłopot,może największy kłopot ze wszystkich.Obciążają umysł i zajmują miejsce na świecie. Jak byś się zachował, gdybyś miał...
  • [Matka Polka Recenzentka]: Krótka opowieść o tym, dlaczego moje dziecko będzie opóźnione
    * Witam. Proszę mi wybaczyć śmiałość. Bo widzę że czyta Pani dziecku książki i na siłe chce mu Pani ksiazki zaszczepic. Chcialbym się Pani ...
  • Są inne Annapurny w życiu człowieka – „Annapurna” [recenzja]
    Ach, jak ja kocham góry! Trampeczki, plecaczek i jazda! Na koniec grzaniec luz zimne piwo – w zależności od pory roku. Choć góry wolę ...
  • ...nie jestem człowiekiem, jestem nikim, nie ma mnie, nie istnieję – „Król” [recenzja]
    Długo zastanawiałam się, jak w ogóle zacząć tę recenzję. Zacznę więc szczerze.  Czytając  Króla  Szczepana Twardocha, nie mogłam oprzeć...

Archiwum bloga

  • ►  2019 (19)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (11)
  • ►  2018 (13)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (1)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  lutego (1)
  • ►  2017 (7)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  stycznia (1)
  • ▼  2016 (10)
    • ►  grudnia (2)
    • ▼  września (1)
      • Tam, gdzie Licho śpi
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (1)

Autorzy

Marta Kisiel (7) Remigiusz Mróz (5) Jakub Małecki (4) Aneta Jadowska (3) Stephen King (3) Wojciech Klęczar (3) Artur Laisen (2) Daniel Keyes (2) Donna Tartt (2) John Irving (2) Krzysztof Bonk (2) Rafał Cuprjak (2) Rafał Niemczyk (2) Robert McCammon (2) Ahsan Ridha Hassan (1) Alice Sebold (1) Dawid Kain (1) Elizabeth Adler (1) Gabriele Clima (1) Jo Nesbø (1) Jonathan Carroll (1) Katarzyna Rupiewicz (1) Marta Galewska-Kustra (1) Marta Obuch (1) Mary Shelley (1) Maurice Herzog (1) Monika Kassner (1) Paulina Wróbel (1) Richard Chizmar (1) Richard Morgan (1) Robert Szmidt (1) Szczepan Twardoch (1)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Copyright © 2016 białe mebelki

ThemeXpose & Blogger Templates